Dwa tygodnie temu w piątek byłam na wycieczce w Łodzi. Temat: "Łódź filmowa". Miało być super a jak zawsze wyszło. Koszty były bardzo wysokie. Nie dość, że płaciliśmy prawie 100 złotych za osobę to nawet nie poszliśmy do teatru na jakąś ciekawą sztukę. I jeszcze trzeba było dopłacić do interesu. Owszem Muzeum Filmu było ciekawe, a potem było tylko gorzej. Wywieziono nas na jakieś za przeproszeniem zadupie. Dali czas wolny, a przewodniczka poszła w siną dal. Padało, wiało, a schronić się nie było gdzie. Z własnej inicjatywy oglądałam rzeźby znanych pisarzy. Później pojechaliśmy na inną ulicę, gdzie były rzeźby postaci z bajek. Moim zdaniem to był interesujący punkt wycieczki, ponieważ uwielbiam je. Doszłam do wniosku, że Łodzianie dbają o własną kondycję fizyczną. Wszędzie widać oryginalne stojaki na rowery jak i rowerzystów. Na końcu pojechaliśmy do Manufaktury. Doszłam do wniosku, że wycieczka bez wizyty w galerii to dzień stracony. Sklepy drogie, ale wizytę w Smakach Świata zaliczyłam. Oczywiście w środku jest pełno punktów z niezdrowym jedzeniem, dla ludzi odżywiających się zdrowiej wizyta w tym centrum handlowym to droga przez mękę. Z pomocą przyszedł mi North Fish i z przyjemnością zjadłam gotowane ziemniaki, grillowanego łososia i olbrzymią porcję zdrowych warzyw. A czym popiłam? Przepysznym, świeżym sokiem Takie jedzonko to ja rozumiem. Z pewnością wycieczki do Łodzi nie zaliczę do udanych. Sytuację uratował fakt, że jechałam w dobrym towarzystwie, zjadłam smaczny posiłek oraz zobaczyłam w autobusie interesujący film.
